„Tygrysie rodzicielstwo” – czym jest?
„Tygrysie rodzicielstwo” przywędrowało do nas z Azji (konkretnie z Chin), a dyskusję zapoczątkowała Amy Chua z Uniwersytetu Yale. Jej książka, Battle Hymn of the Tiger Mother („Bojowa pieśń tygrysicy”), stała się manifestem podejścia w edukacji, które oparte jest na: surowości, dyscyplinie, bezwzględnym egzekwowaniu posłuszeństwa i koncentracją na wybitnych osiągnięciach szkolnych – przy jednoczesnym ograniczeniu ciepła emocjonalnego. Chua, opisując swoje doświadczenia, z dumą przyznawała się do bycia „matką tygrysicą”, kontrastując swoje metody z zachodnim podejściem, które – jej zdaniem – jest zbyt miękkie. Koncepcja „tygrysiego rodzicielstwa” ma za zadanie budować realne umiejętności dziecka poprzez zachętę (nawet siłową) do ciężkiej pracy.
Drastyczne nieraz metody są usprawiedliwiane dobrem wychowanka i wizją polepszenia w przyszłości statusu społecznego rodziny.
„Matka tygrysica” (lub po prostu „tygrysica”) kojarzona jest głównie z kulturą azjatycką, ale zjawisko to nie ogranicza się tylko do jednej grupy etnicznej. Badania pokazują, że choć rodzicielstwo w stylu tygrysim jest widoczne w rodzinach chińskich imigrantów, to wcale nie jest tam dominującym modelem – większość jednak stosuje styl wspierający (co sugeruje wpływ Zachodu).
Co ciekawe, także w Polsce odnajdziemy pewne echa tego podejścia, choć u nas przybierają nieco inną formę – stawiania dziecka w centrum wszechświata i zapewniania mu wszystkiego, co najlepsze, przy jednoczesnym wymaganiu doskonałości w tym, co robi.
To, co wyróżnia ten styl wychowania, to duży kontrast. Z jednej strony mamy do czynienia z wysoką surowością i kontrolą, z drugiej – dużym zaangażowaniem opiekuna. „Matka tygrysica” nie jest nieobecna, ona jest obecna czasem aż za bardzo.
Przeczytaj również:

Czy moje dziecko ma talent?
Wysokie wymagania i dyscyplina, czyli jak „matka tygrysica” wychowuje swoje dzieci
W domu, którym kieruje „tygrysica”, nie ma miejsca na nudę – każda minuta ma być zainwestowana w rozwój. Nie ma więc również czasu na swobodną zabawę czy przysłowiowe zbijanie bąków i bieganie po podwórku z rówieśnikami.
Wychowanie dziecka w tym modelu to precyzyjnie zaplanowany projekt działający poprzez system: zakazów, nakazów i odgórnego nacisku. Dzieciom często nie wolno nocować u kolegów, grać w gry komputerowe czy mieć wpływ na wybór zajęć dodatkowych. Nie mają też prawa do słabości, gorszego dnia czy zwykłego zmęczenia.
Rodziców cechują za to ekstremalne wymagania i wysokie oczekiwania (np. osiąganie wyników w sporcie, o ile dyscyplina jest wystarczająco prestiżowa), a sukcesy w nauce są priorytetem absolutnym (piątka jest najniższym akceptowanym stopniem).
Styl ten jest głęboko autorytarny. Rodzic ma zawsze ostatnie słowo i to on podejmuje decyzje za dziecko, nie bacząc na jego predyspozycje czy zainteresowania. Wiąże się to z przytłoczeniem obowiązkami. Może nie w skrajnej formie, ale czy na naszym własnym poletku nie widzimy podobnych zachowań?
Wszak czymże innym jest zapisywanie kilkulatków na dwa języki obce i balet w imię zasady, że „dziecko musi mieć lepszy start”?
W optyce tygrysiego rodzicielstwa miarą wartości człowieka są wysokie wyniki w nauce czy sporcie. Dziecko staje się wizytówką, a jego osiągnięcia – trofeami dumnie prezentowanymi przed innymi rodzicami. Korzyści z poświęconej energii i sukcesu za wszelką cenę niestety sporo kosztują.
Przeczytaj również:

Rodzicielstwo wolnego wybiegu – czy czas na powrót? Na czym polega?
Zagrożenia wynikające z tygrysiego wychowania dziecka
Dzieci płacą za ambicje „tygrysich rodziców” ogromną cenę. Choć intencją jest hartowanie charakteru, efektem często jest jego łamanie. Badania naukowe dowodzą też, że dzieci wychowywane przez „tygrysy” wcale nie mają najlepszych ocen (niższe GPA – niższą średnią ocen – w porównaniu do dzieci rodziców wspierających), za to borykają się z większymi problemami emocjonalnymi, gdyż dominującym uczuciem jest stres (nie motywująca adrenalina, ale lęk przed porażką). Wymagania są tak wyśrubowane, że dziecko żyje w ciągłym napięciu, bojąc się popełniania błędu, bo ten nie jest okazją do nauki, lecz powodem do wstydu i kary (w tym psychicznej, jak zawstydzanie).
Życie w takim modelu często prowadzi do perfekcjonizmu lękowego – dziecko uczy się, że jest wartościowe tylko wtedy, gdy wygrywa. Dzieci tygrysich matek częściej doświadczają depresji i stanów lękowych, czują się osamotnione.
Zamiast bezpiecznej przystani, dom staje się miejscem ciągłej oceny, a to prowadzi do poczucia alienacji od rodziców. W polskich realiach, gdzie rodzice coraz częściej ulegają presji bycia „idealnymi” i odpowiedzialnymi za szczęście dziecka, ryzyko polega na przejściu ze skrajności w skrajność – od tzw. zimnego chowu do nadmiernej kontroli i wyręczania, co również generuje lęk i bezradność.
Tygrysie wychowanie a dorosłe życie – wpływ na osobowość i bliskie relacje
Tygrysie dzieci w końcu dorastają. Czy trudne dzieciństwo pod presją zamienia się w pasmo sukcesów w dorosłym życiu? Często obraz jest słodko-gorzki. Dorosły, który wyrósł w cieniu wysokich wymagań, może mieć imponujące CV, ale w środku wciąż pozostawać zalęknionym dzieckiem szukającym aprobaty. Tacy dorośli bywają: zadaniowi, perfekcyjni, ale często głęboko nieszczęśliwi.
Mają trudności z rozpoznawaniem własnych potrzeb, bo przez lata ktoś inny decydował za nich. Problemy pojawiają się też w budowaniu bliskich relacji, okazywaniu uczuć.
Lęk przed oceną, nieumiejętność „odpuszczania” – to bagaż, który niosą. Często niestety powielają schematy, stając się równie wymagającymi partnerami, rodzicami lub wchodzą w relacje, w których znów muszą zasługiwać na miłość.
Sytuacja dorosłych tygrysich dzieci względem swoich rodziców też nie jest wesoła. Badania wskazują na wysoki poziom alienacji, co skutkuje ograniczeniem kontaktów lub relacją opartą wyłącznie na poczuciu obowiązku (zgodnie z chińską tradycją filial piety, czyli„nabożności synowskiej”), ale pozbawioną ciepła. Często dopiero w dorosłości zauważają deficyty w sferze emocjonalnej i decydują się na terapię, która pozwala odbudować poczucie własnej wartości niezależne od zewnętrznych osiągnięć.
Przeczytaj również:

„Rodzic kosiarka” i „rodzic helikopter” – kim są i czym się różnią?
Jak motywować i wspierać rozwój dziecka bez niszczenia jego poczucia wartości?
Miłość rodzicielska powinna być bezwarunkowa, a dziecko musi się czuć kochane za to, kim jest, a nie za to, co osiągnęło. Współczesna psychologia i pedagogika stawiają na wspierający styl wychowania (supportive parenting), który według badań przynosi najlepsze rezultaty – zarówno w nauce, jak i w rozwoju emocjonalnym. Poczucie własnej wartości buduje się na akceptacji, a nie na strachu. Co jest zatem pomocne w mądrym motywowaniu?
Balans między wymaganiami a możliwościami dziecka – oczekiwania są w porządku, o ile są realne i idą w parze z rodzicielskim wsparciem i zrozumieniem.
Pozwalanie dziecku na podejmowanie własnych decyzji, nawet jeśli oznacza to poczucie porażki (błędy to lekcje, a nie katastrofy).
Słuchanie zamiast narzucania swojego zdania.
Często okazuje się, że wymagająca postawa wynika z naszego własnego lęku. Warto pamiętać, że w byciu rodzicem nie chodzi o wyprodukowanie geniusza, ale o wychowanie szczęśliwego, samodzielnego człowieka. Czasem trzeba po prostu odpuścić. Zrezygnować z dodatkowych zajęć na rzecz spaceru. Pozwolić na nudę. Nie oznacza to zaniedbania. To oznacza zaufanie. Samo zapewnienie sukcesu materialnego nie da dziecku szczęścia, jeśli po drodze zgubi ono siebie.












