Czym jest kultura unieważnienia?
Kultura unieważniania to forma presji społecznej, która ma na celu wykluczenie osoby, instytucji lub dzieła z życia publicznego za naruszenie norm etycznych, moralnych lub politycznych przyjętych przez daną społeczność. Co leży u podstaw decyzji o ukaraniu?
To niepisana zasada, która mówi o tym, że każde naruszenie normy doprowadza do utraty zaufania. A to kończy się ostatecznie brakiem akceptacji i właśnie wykluczeniem. Jego celem jest często wymuszenie odpowiedzialności za wypowiedzi, działania czy poglądy uznane za: obraźliwe, szkodliwe lub sprzeczne z wartościami danej grupy.
To tyle z definicji. Co jednak warto zapamiętać? Ważne jest to, żeby rozróżnić obiektywne prawdy uznane za normy, a prawdy, które zostały przyjęte przez daną społeczność. Bo w culture cancel zawsze będzie chodzić o zdanie większości.
Jeżeli chodzi o genezę pojęcia, którym jest cancel culture, to sięga ono popkultury afroamerykańskiej i ruchów społecznych (choćby Me Too czy Black Lives Matter) zwracających uwagę na niesprawiedliwość i systemową dyskryminację. Jednak z biegiem czasu mechanizmy unieważniania zaczęły być stosowane szerzej – także wobec: artystów, naukowców, polityków czy osób prywatnych, których wypowiedzi (lub działania) grupa społeczna, w której funkcjonowali, uznała za naruszające społeczne normy.
Przeczytaj również:

Bambik – co to znaczy, pochodzenie
Cancel culture – społeczne normy
Jak już wiemy, kultura unieważniania opiera się na normach (etycznych, społecznych), a te potrafią się zmieniać i to dynamicznie. To, co w jednym kontekście uznawane jest za akceptowalne, w innym może prowadzić do wykluczenia. Czyli mówimy o subiektywizmie większości. Przykłady możemy mnożyć. Przypomnijmy sobie bojkoty artystów za: homofobiczne żarty, wykluczanie osób publicznych za rasistowskie wypowiedzi czy hejtowanie dzieł sztuki, którym zarzucano brak poprawności politycznej. Jak na dłoni widać, jak silnie cancel culture związana jest z aktualnym dyskursem społecznym i politycznym.
Przeczytaj również:

Patostreamy – czym są i jak mogą wpłynąć na dziecko patotreści?
Kogo najczęściej dotyka cancel culture?
Zazwyczaj gdy myślimy o ofiarach cancel culture, przed oczami stają nam celebryci i gwiazdy Internetu – ci, których twarze znamy z ekranów i nagłówków. To prawda, często to właśnie oni trafiają na pierwszą linię ognia, gdy w sieci wybucha kolejna burza. Ale zjawisko to nie zna hierarchii – nie rozróżnia, kto jest bardziej znany, a kto mniej. Wystarczy jedno zdanie nie po myśli tłumu, by znaleźć się w centrum krytyki.
Influencerka, która w emocjach napisze coś niefortunnego na Instagramie, może w kilka godzin stracić kontrakty reklamowe i część obserwatorów.
Dziennikarz, który opublikuje felieton niezgodny z oczekiwaniami swoich czytelników, od razu zostaje zaszufladkowany, a jego tekst zostaje szczegółowo przeanalizowany przez komentatorów z każdej strony.
Artystka, która wypowie się na kontrowersyjny temat, może zostać wykluczona z festiwalu czy w ogóle przestać być zapraszana do współpracy.
Wykładowca akademicki, który na zajęciach poruszy drażliwą kwestię, naraża się na ostracyzm środowiskowy, a niekiedy i medialny lincz.
Nie może czuć się bezpiecznie także zwykły śmiertelnik, anonimowy użytkownik Facebooka – wystarczy, że udostępni mem, komentarz, link, który dotknie czułego punktu – może z dnia na dzień znaleźć się w oku cyklonu. Wystarczy jedno kliknięcie, jeden tweet, który wyjdzie poza wąskie grono znajomych. Reszta dzieje się na zasadzie domina – reakcje, udostępnienia, oburzenie, a potem – ocena, wyrok, wykluczenie.
Nie trzeba być znanym, by zostać unieważnionym. Wystarczy wyrazić myśl, która nie mieści się w aktualnie obowiązującym kanonie poprawności – politycznej, społecznej czy obyczajowej. A tłum nie zawsze ma ochotę słuchać wyjaśnień...
Kultura unieważniania w mediach społecznościowych
Proces unieważniania karmi się mediami społecznościowymi. To główne narzędzie. Twitter, Facebook czy Instagram umożliwiają szybkie rozprzestrzenianie się informacji o czyimś „przewinieniu”, mobilizując tysiące osób do wspólnego działania – bojkotu, krytyki, a nawet żądania zwolnienia z pracy. Z drugiej strony – także dzięki mediom społecznościowym – głos grup wykluczonych, które wcześniej były marginalizowane w przestrzeni publicznej, stał się bardziej słyszalny.
Na drugim końcu mamy jednak kolejne zagrożenie – ograniczenia pluralizmu i wolności debaty. Dlaczego? Bo osoby obawiające się wykluczenia dziś często rezygnują z wyrażania własnych poglądów. Nazywamy to spiralą milczenia.
Jak wygląda proces wykluczania?
Proces wykluczania, czyli „cancelowanie”, zazwyczaj przebiega według podobnego schematu. Czyjaś wypowiedź lub działanie zostają uznane za naruszające jakąś normę społeczną. Następnie (najczęściej właśnie w mediach społecznościowych) pojawia się fala krytyki napędzana przez aktywistów. Nawołują oni do bojkotu, czasem dochodzi nawet do faktycznego unieważnienia danego człowieka – utraty jego dorobku, pozycji, wpływów, a nawet kariery. Często kultura unieważniania przybiera postać ostracyzmu – czyli wykluczenia z własnej „bańki”. W świecie nauki, kultury czy mediów objawia się to działaniami pozornie zwyczajnymi:
brakiem zaproszenia na branżową konferencję,
anulowanym koncertem,
skasowanym przed publikacją artykułem.
Proces „cancelowania” wygląda często jak zorganizowany internetowy amok – różne grupy używają hashtagów i petycji, by wywrzeć presję na przełożonych czy osobach decyzyjnych. Drobne wypowiedzi, które kiedyś przeszłyby niezauważone, teraz zyskują status „wielkiej afery”. Cancel culture nie zawsze na szczęście prowadzi do przywdziewania wiecznego piętna własnej winy czy „scancelowania grzeszników” na zawsze. Wykluczenia bywają trwałe i nieodwracalne, ale są tez przypadki, gdy osoby poddane unieważnieniu po pewnym czasie powracały do działalności zawodowej czy artystycznej.
Przeczytaj również:

Ageizm – czym jest, przykłady, jak się przed tym obronić, co na to prawo
Kontrowersje wokół kultury unieważniania
Cancel culture budzi ogromne kontrowersje. Zwolennicy podkreślają, że jest to narzędzie oddolnej sprawiedliwości, które pozwala walczyć o równość i reagować na niesprawiedliwość. Dla wielu osób z mniejszości seksualnych czy osób transpłciowych unieważnianie jest sposobem na obronę przed mową nienawiści i dyskryminacją.
Z kolei krytycy kultury unieważniania argumentują, że prowadzi ona do mentalności tłumu, ogranicza wolność wypowiedzi, zniechęca do drugich szans i zamyka przestrzeń publiczną na różnorodność poglądów. Wskazują też na niebezpieczeństwo wykluczenia bez możliwości obrony.
Badania pokazują, że kultura unieważniania najczęściej dotyka tych, których poglądy odbiegają od poglądów dominującej kultury grupowej. W środowiskach liberalnych to osoby o konserwatywnych poglądach. To one częściej czują się zagrożone. W społeczeństwach tradycyjnych – odwrotnie.
Dlaczego kultura unieważniania dotyka nas wszystkich?
Kultura unieważniania nie jest jedynie medialnym hasłem czy narzędziem walki politycznej. Ona realnie wpływa na nasze życie, kształtuje język i wartości. Każdy z nas może znaleźć się po obu stronach tego procesu – jako osoba domagająca się sprawiedliwości lub jako ktoś, kto popełnił błąd i musi się zmierzyć z konsekwencjami.
Warto pamiętać, że za każdym „unieważnieniem” stoi nie tylko walka o sprawiedliwość, ale też konkretny człowiek. Ostatecznie to od nas zależy, czy cancel culture stanie się narzędziem naprawy świata, czy kolejną formą społecznego ostracyzmu i wiecznego piętnowania winnych.
Czy jest lekarstwo na cancel culture?
Kultura unieważniania to dziś fakt, z którym trudno się nie zetknąć. Może więc zamiast walczyć z ostrością słowa słowem jeszcze ostrzejszym, warto wprowadzić więcej dystansu i wyobraźni? Zanim klikniemy cancel pod czyimś postem, zastanówmy się, czy ten fragment wypowiedzi to cały światopogląd tej osoby, czy może dialog jest wciąż możliwy? Każdy komentarz jest tylko małą cząstką większej rozmowy. Jeśli damy sobie i innym prawo do pomyłki, może się okazać, że wspólna debata ma sens nawet w tak podzielonym kraju jak Polska. Czyż strategia budowania mostów nie wydaje się lepszą niż palenie tych, które ktoś próbuje postawić?