W tym roku mija setna rocznica
pierwszych obchodów Dnia Kobiet w Europie. Międzynarodówka
Socjalistyczna w Kopenhadze w 1910 roku ustanowiła go dla 17 krajów
biorących udział w konferencji na rzecz wspierania działań
związanych z prawami kobiet, w tym również prawami wyborczymi. Rok
wcześniej podobne obchody miały miejsce w Stanach Zjednoczonych i
upamiętniały tragiczne wydarzenia z 1908 roku, kiedy odbył się
strajk pracownic fabryki tekstylnej przeciw złym warunkom pracy.
Właściciel zakładu nie chcąc dopuścić do rozgłosu o akcji
protestacyjnej, zamknął w środku strajkujące kobiety. Gdy wybuchł
niespodziewany pożar, 100 z nich zginęło.
Złe skojarzenia
Od roku 1911 aż do czasów I wojny
światowej systematycznie powiększała się lista krajów, gdzie Dzień
Kobiet zaczynał być obchodzony. I często nie były to obchody
pokojowe. Nasze prababki walczyły o prawo do pracy, szkoleń
zawodowych, brania udziału w wyborach, lepsze wynagrodzenia, a gdy
głód spowodowany wojną zaczął zaglądać w oczy - o chleb i pokój.
Często zapominamy o tym, jakie wartości im przyświecały i jak
bogate Dzień Kobiet ma tradycje. Jednak trudno się temu dziwić.
To, co nastąpiło po II wojnie
światowej w krajach Bloku Wschodniego, wynikało z potrzeby
centralnego planowania, a niekoniecznie poprawy jakości życia
kobiet, choć takie hasła przyświecały rządzącym. W ZSRR od 1965
roku był to dzień wolny od pracy. U nas, choć nigdy nie było to
święto państwowe, to jednak odbywały się jego huczne obchody. W
przedsiębiorstwach dyrekcja składała życzenia pracownicom, a każda
z pań dostawała symboliczny kwiatek (przeważnie były to goździki
lub tulipany) i jakiś drobny prezent: rajstopy, mydło, herbata. Dla
panów często był to powód do zakrapianych imprez, bo przecież jak
tu nie wypić za zdrowie pań? W szkołach odbywały się apele i
dziecięce przedstawienia.
Propaganda Dnia Kobiet była
wszechobecna i stosowana niemal od kołyski. - Pamiętam, jak byłam w
trzeciej klasie podstawówki i wychowawczyni kazała nam napisać
wypracowanie na temat tego, jak w domu obchodzimy Dzień Kobiet.
Problem polegał na tym, że u mnie w domu nie było szczególnych
"obchodów". - wspomina 36-letnia Joanna - Ojciec składał życzenia
mamie, czasem jak mu się przypomniało, to również mnie i siostrze.
Nie bardzo wiedziałam, co mam napisać, więc wymyśliłam, że tata
kupuje mamie kwiaty i mamy wspólną uroczystą kolację, przy której
wesoło śpiewamy. I dodałam, że my z siostrą dostajemy gumy do
żucia. To był błąd. Ale wówczas o tym nie wiedziałam, że "Donaldy"
były "imperialistycznym" produktem, niegodnym szczęk
socjalistycznych dzieci. Byłam dobrą uczennicą, więc pani pewnie z
litości postawiła mi z wypracowania trójkę, bo rzekomo napisałam za
mało. To była pierwsza trójka z polskiego, jaką dostałam. Do
dzisiaj hasło Dzień Kobiet budzi we mnie złe skojarzenia.
Czytaj też: 8 marca - Dzień Kobiet!
Wymuszone życzenia
Dopiero w 1993 roku premier Hanna
Suchocka zniosła centralne obchody święta kobiet. Od tamtej pory
nie ma żadnego przymusu składania życzeń, lecz stare
przyzwyczajenia zostały. Nadal składa się życzenia kobietom i
często obdarowuje kwiatami. Jedne z nas tego bardzo nie lubią, bo
czują, że to wynika z przymusu, a nie spontanicznej życzliwości.
30-letnia Edyta wolałby wcale nie obchodzić tego dnia, niż stale
odnosić wrażenie, że mężczyźni czują się zmuszeni do obdarowywania
kobiet i mamrotania oklepanych życzeń. - Nie wiem, po co to robią,
skoro i tak wszyscy wiedzą, że nie jest to szczere. Facetom się
wydaje, że tak powinni się zachować, ale nie sposób nie odczuć
sztuczności. Nie lubię, gdy udaje się, że chce mi się sprawić
przyjemność. Jedynymi osobami, które na pewno szczerze w Dzień
Kobiet się cieszą są kwiaciarze. -
Jednak inne kobiety wręcz oczekują
prezentów i miłych chwil. Monika, 26-latka, lubi Dzień Kobiet: -Już
od rana wiem, że mam święto, bo mój ukochany robi mi śniadanie do
łóżka. Potem w pracy, gdzie jest większość mężczyzn, też czekają na
mnie miłe chwile. Panowie składają nam życzenia i odrywamy się od
pracy, jemy coś słodkiego, pijemy kawę i żartujemy. Wieczorem od
mojego faceta dostaję jakiś prezent, czasem wyszukany, a czasem
zwykły drobiazg - mówi. - Dobrze, że ta tradycja się zachowała, bo
tak, to mężczyźni w ogóle by o nas zapomnieli. A ten dzień zmusza
ich do wysilenia się, by choć raz, coś dla kobiet zrobili. Szkoda,
że w kobiety w ten dzień chodzą do pracy. Prawdziwym świętem dla
nas byłoby to, gdybyśmy nie musiały tego robić. - Jak widać pomysły
rodem ze Związku Radzieckiego są bliskie współczesnym Polkom.
Dyskryminacyja kontra manify
Często słyszy się głosy, że wobec
kobiet codziennie trzeba być uczynnym i życzliwym, a nie tylko od
święta. Takiego zdania jest 28-letni Wojtek. - Co to za Dzień
Kobiet, jeśli facet kupi żonie kwiatki i złoży życzenia, jak w
każdy inny dzień nie dba o nią, nie pomaga i - co przecież często
się zdarza - bije ją i dzieci? Ja tam wolę być codziennie uprzejmy
i pomocny, a nie raz do roku. - Szkoda, że takiego zdania nie
podziela większość mężczyzn. Być może miałybyśmy wówczas o
łatwiejsze życie.
Co ciekawe niektórzy mężczyźni
mawiają, że nie lubią Dnia Kobiet, bo to sztucznie hołdowanie
kobietom. Należy do nich 32-letni Marek. - Wymyślanie takiego
święta to jest dyskryminacyjny wymysł. Dlaczego nie ma dnia
mężczyzn? - irytuje się - Też chciałbym dostawać prezenty i
życzenia i mieć wszędzie taryfę ulgową. -
Prawdopodobnie Marek nie wie, że
Dzień Kobiet zrodził się z dyskryminacji jednej z płci - tej
słabszej. To z powodu takiego braku zrozumienia, co roku
tysiące kobiet skrzykują się na manify: demonstracje uliczne
organizowane, by nagłaśniać kwestie braków w równym traktowaniu
mężczyzn i kobiet. Co roku do manif dołącza się coraz więcej osób.
Nie są to tylko feministki, ale również ludzie, którzy wierzą, że
każdy człowiek powinien mieć prawo do takiego samego traktowania,
jak inni. Dołączają się mężczyźni, świadomi tego, że zanim przyszli
na świat, nosiły ich w swoich ciałach kobiety.
W 2010 roku przypada też okrągła
rocznica warszawskiej Manify. W tym roku jej hasłem przewodnim
będzie "Solidarne w Kryzysie! Solidarne w Walce!". Elżbieta
Korolczuk i Katarzyna Bratkowska, przedstawicielki organizatorów
Manify piszą w zaproszeniach na to wydarzenie: "Uważamy, że należy
się zastanowić kto w Polsce ponosi koszty kryzysu? Kto należy do
wygranych, a kto do przegranych ostatnich 20 lat? Wierzymy, że
ważna jest solidarność z kobietami, którym dzieje się gorzej, które
muszą walczyć o przeżycie! Żądamy od państwa, żeby było solidarne
ze swoimi obywatelkami/obywatelami, żeby wspierało, chroniło i
dawało możliwości godnego życia!"
W sto lat po ustanowieniu naszego
święta, wciąż jesteśmy tą gorszą połową społeczeństwa: zarabiającą
mniej, częściej dyskryminowaną w dostępie do rynku pracy i o
zdrowiu której chcą decydować politycy, nie lekarze. Wszelkie
działania, jakie kobiety podejmują na rzecz zmiany tego stanu, są
jak kropla drążąca kamień. Jeśli kropel będzie wystarczająco dużo,
to może uda się nam zmienić coś szybciej, niż za kolejne sto
lat.
Czytaj też: Feministka w ciąży
Komentarze