To, że - zanim znajdziemy mityczną "drugą połówkę" - wchodzimy w
kolejne nieformalne związki - nikogo nie dziwi.
Czy monogamia wychodzi z mody?
Należałoby najpierw odpowiedzieć na pytanie, czy monogamia
kiedykolwiek była tak naprawdę "modna". Od stuleci stanowi normę w
kulturze zachodniej, jednak ludzie Zachodu, z ich rygorystycznym
podejściem do małżeństwa, stanowią w świecie zdecydowaną
mniejszość. Bezwzględny nakaz monogamii dotyczy zaledwie ok. 16%
społeczeństw. Według etnograficznego atlasu Murdocha, poligamia
dopuszczalna jest w ponad 80% społeczeństw. Co nie znaczy, że
wszędzie jest praktykowana przez ogół ludności - nawet tam, gdzie
wielożeństwo jest dozwolone, na posiadanie więcej niż jednej żony
stać tylko niewielki procent najzamożniejszych obywateli. O żonach
mających harem mężów trudno nawet wspominać - o ile poligynia
(wielożeństwo) jest zjawiskiem powszechnym, o tyle poliandrię
(związek jednej kobiety z wieloma mężczyznami) dopuszcza zaledwie
0,4 % społeczności.
Niewierny homo sapiens
Nasi dziadkowie pobierali się, mając około 20 lat i zwykle
zostawali ze sobą całe życie. Ich małżeństwa miały swoje wzloty i
upadki, zapewne rzadko były całkowicie wolne od zdrad, jednak
związek jako taki zwykle trzymał się mocno. Rozwód stanowił
ostateczność, choć legalny - nie był społecznie akceptowalny. Dziś
sytuacja jest diametralnie odmienna. Pobieramy się coraz później.
Według opublikowanego pod koniec 2007 roku raportu "Ewolucja
rodziny w Europie" w Czechach, Niemczech i Hiszpanii rozwodem
kończy się 60% związków, w Austrii, Francji, na Litwie i na
Węgrzech - połowa. W 1980 roku rozpadło się w Europie 670 tys.
małżeństw, obecnie każdego roku rozwodem kończy się ponad milion. W
tym sensie monogamia, pojmowana jako spędzenie całego życia z
jednym partnerem, na pewno wyszła z mody.
Nie dziwi to biologów, którzy już od dawna twierdzą, że człowiek
jest ze swej natury poligamiczny. Długo sądzono, że dotyczy to
głównie mężczyzn - samiec homo sapiens, podobnie jak samce
większości pozostałych gatunków, będzie dążył do kontaktów z jak
największą liczbą partnerek, by zapewnić maksymalne powodzenie
swoim genom. Samica, nastawiona na "budowę gniazda", miała być z
założenia wierniejsza. Ostatnimi czasy ten ideał także jednak
upada. Okazuje się, że kobiety często dążą do kontaktów seksualnych
z atrakcyjnymi genetycznie partnerami (naładowanymi testosteronem
samcami alfa), jednak komu powierzą wychowanie potomstwa - to
zupełnie inna sprawa. Zwykle wybór pada na mężczyzn łagodniejszych
i zainteresowanych raczej założeniem rodziny, niż poszukiwaniem
przygód. Przy okazji prowadzonych w wielu krajach europejskich
badań nad dziedzicznością wykryto, że całkiem spory odsetek
mężczyzn wychowuje (nie zdając sobie z tego sprawy) cudze dzieci.
(Np. we Francji jest to około 12-15 % mężczyzn).
Seryjni i ukryci
Nauka nie pozostawia nam więc złudzeń - podobnie jak ponad 90%
naczelnych, nie jesteśmy gatunkiem "z natury" monogamicznym. Tyle
natura. A co na to kultura?
Poligamia, czyli oficjalne wielożeństwo, w naszej kulturze
legalna nie jest i niewiele wskazuje na to, żeby w najbliższym
czasie miało się to zmienić. Jeśli jednak przestaniemy mówić o
mężach i żonach, a zaczniemy - o partnerach - okaże się, że
poligamistów jest wśród nas całkiem sporo. Możliwe, że sami nimi
jesteśmy - nawet, jeśli nie żyjemy z kilkoma osobami równocześnie.
Seryjna poligamia to - jak sama nazwa wskazuje - wchodzenie w
kolejne krótsze lub dłuższe związki "na wyłączność". Nowy partner
co jakiś czas to coraz popularniejszy model.
Człowiek Zachodu w dużej mierze uprawia także poligamię ukrytą.
Nawet będąc w stałym związku (z legalnym małżonkiem lub
nieformalnym partnerem) miewa jednocześnie innych partnerów
seksualnych. Stałych lub okazyjnych. Jak w rozmowie udzielonej
"Wysokim Obcasom" mówił antropolog Bogusław Pawłowski, z badań
przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych wynika, że ok. 30-40 %
mężczyzn ma partnerkę lub partnerki poza stałym związkiem. Swoich
mężów zdradza natomiast 15-25%. żon. Trudno tu jednak mówić o
modzie - zdrada i niewierność to pojęcia znane od niepamiętnych
czasów. Wspomina o nich Biblia, od czasu średniowiecznej opowieści
o Tristanie i Izoldzie to jeden z najpopularniejszych motywów
literackich. Zdradzaliśmy zawsze.
Skoro biologia jest "po naszej stronie", przyznając nam prawo do
niewierności, a historia potwierdza te wnioski, czy koniecznie
musimy uprawiać poligamię ukrytą lub seryjną? Niektórzy twierdzą,
że nie. Jawne wchodzenie w symultaniczne związki z wieloma
partnerami staje się coraz modniejsze i zyskuje - przynajmniej w
liberalnych społecznościach - rosnącą akceptację społeczną.
Singiel, swinger czy poliamorysta?
Fakt, że singiel - człowiek niepozostający w stałym związku -
swobodnie wchodzi w relacje seksualne z przygodnymi partnerami,
niespecjalnie dziś dziwi. Jednak zdrada to wciąż temat tabu. Nad
jego przełamaniem pracują swingersi, czyli zwolennicy zdrady jawnej
i obustronnej. Niewierność stała się zajęciem partnerskim, rozrywką
uprawianą w ramach stałej relacji. Swingersi umawiają się na
seksualną wymianę partnerów z obcymi ludźmi - najchętniej także
będącymi w stałym związku. Szacuje się, że swingu próbowało co
najmniej 5% polskich par. Jako jeden z powodów (obok ciekawości,
chęci przełamania rutyny czy dodania pikanterii stałemu związkowi)
podają - paradoksalnie - lęk przed zdradą. Jawny skok w bok,
zwłaszcza "z wzajemnością", wydaje się bezpieczniejszy.
- Swing nie zabezpiecza przed niewiernością - mówi Józef
Sawicki, terapeuta z firmy psychologicznej J&Z - bo pragnienie
doświadczenia przyjemności seksualnej z kimś nowym nie jest
najistotniejszym czynnikiem popychającym do zdrady. Jej istotą bywa
gra emocjonalna, nieuświadomiona chęć skrzywdzenia czy oszukania
partnera albo wywołania jego reakcji - chociażby gniewu. Zdrada
kontrolowana, zaakceptowana (mniej lub bardziej) przez drugą
stronę, nie zaspokaja tej potrzeby. Niewykluczone więc, że swinger
też będzie szukał okazji do zaspokojenia potrzeby niewierności w
bardziej "klasycznej" formie.
Swingersi to w pewnym stopniu monogamiści - tyle, że z tendencją
do obustronnie akceptowanych zdrad. Okresowa wymiana partnerów
stanowi zaledwie urozmaicenie życia seksualnego, nie towarzyszy jej
budowanie alternatywnych więzi.
Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku - mało jeszcze znanych w
Polsce - poliamorystów. Oni także wychodzą z założenia, że człowiek
istotą monogamiczną nie jest. Jednak, ich zdaniem, nie dotyczy to
wyłącznie sfery seksualnej. Nie chodzi im o jednorazowe przygody
(samotnie lub w parze), ale o całkowite przebudowanie ludzkich
relacji, także tych emocjonalnych. Poliamoryści to idealiści. Nie
wierzą, że można przeżyć życie tylko z jednym partnerem, w nakazie
monogamii widzą ograniczenie wolności drugiego człowieka. Nie
chodzi im o liczne przygody z różnymi osobami, ale o możliwość
utrzymania wielu związków równoległych. Są jednak przeciwnikami
życia w kłamstwie. Każdy z partnerów poliamorysty powinien wiedzieć
o pozostałych, akceptować nie tylko fakt ich istnienia, ale także
ich znaczenie w życiu swej "drugiej połówki" (lub jednej ze swych
"ćwiartek").
- Człowiek od wieków ma problem z niewiernością. Jest rozdarty
pomiędzy potrzebą bezpieczeństwa (które zapewniają stałe, stabilne
związki), a potrzebą swobody i niezależności - mówi Józef Sawicki.
- Poliamoryzm wygląda na beznadziejną próbę pogodzenia tych dwóch
tendencji, wprowadzenia porządku, także moralnego, w
nieuporządkowaną sferę relacji emocjonalno-seksualnych. To jeszcze
jeden sposób na to, żeby zdradzać, jednocześnie nie zdradzając,
doświadczyć przygody, nie tracąc poczucia bezpieczeństwa. Na
dłuższą metę mało realne - granice wolności w związku to kwestia,
którą każdy musi rozwiązać samodzielnie, odgórne umowy i ustalenia
na nic się tu nie przydadzą.
Seksowna monogamia
Czy wynika z tego, że już wkrótce małżeństwo jednej kobiety z
jednym mężczyzną odejdzie do lamusa, całkowicie zastąpione seryjną
poligamią lub "wielopartnerskimi" komunami? Niezupełnie.
Niezależnie od opinii biologów na temat naszej poligamiczności,
fakty mówią coś zaskakującego - monogamiczny związek nam służy. Z
badań Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że mężczyźni żonaci
żyją znacznie dłużej od kawalerów i - co ciekawe - rozwodników. Z
kolei badania przeprowadzone przez seksuologa Zbigniewa
Lwa-Starowicza wykazały, że Polacy są - wbrew pozorom - bardzo
zadowoleni ze swoich małżeństw. Ponad dwie trzecie rodaków w
stałych związkach nie myśli o zmianie partnera i ma nadzieję na
pozostanie z obecnym do końca życia. Zarówno w Polsce, jak i w
Stanach Zjednoczonych, żonaci i zamężne deklarują także duże
zadowolenie z życia seksualnego, nawet w późnym wieku (emeryci
pozostający w stałym związku uprawiają seks znacznie częściej, niż
ich samotni rówieśnicy). Seks małżeński wyróżnia się także pod
względem jakości - większość badanych znacznie bardziej ceni sobie
życie erotyczne ze stałym partnerem, niż krótkotrwałe przygody,
dostarczające być może więcej adrenaliny, jednak znacznie mniej
autentycznej satysfakcji seksualnej.
Może więc rację mają nie tyle biolodzy - przekonani o
poligamicznej naturze homo sapiens - ile raczej socjobiolodzy? Ci
ostatni skłonni są określać ludzi jako "monogamistów ze skłonnością
do zdrady" i wiele wskazuje, że jest to określenie trafne.
Jedno jest pewne - w tym, jaki model relacji wybierzemy, czy
będzie to małżeństwo, wolny związek, czy komuna poliamorystów -
lepiej kierować się własnymi potrzebami i uczuciami, niż modą.
Komentarze